Aktualności / Kultura
TKH : Siedem minut ligowego kopciuszka
Po siedmiu minutach niedzielnego meczu z Unią Oświęcim atmosfera w toruńskim boksie nie była wesoła. Potyczka z kopciuszkiem PLH zakończyła się jednak zwycięstwem TKH 6:3.
Spotkanie w Oświęcimiu rozpoczęło się fatalnie dla zawodników Toruńskiego Klubu Hokejowego, bowiem już w pierwszej zmianie, 21 sekund od pierwszego rzucenia krążka na lód, gola zdobyli gospodarze. W zamieszaniu podbramkowym najprzytomniej zachował się były gracz klubu hokejowego z Orlovej - Martin Bucek. Co prawda bramkarz TKH - Michał Plaskiewicz - zgłaszał pretensje arbitrom twierdząc, że 21-letni Czech wybił krążek spod jego „łapaczki”, lecz mimo to arbiter główny trafienie uznał.
Młodzi gracze oświęcimskiej Unii - ostatniej drużyny Polskiej Ligi Hokejowej - zaskoczyli gości z Torunia raz jeszcze i po siedmiu minutach prowadzili już 2:0. Zdobywcą bramki został inny z Czechów - Petr Valusiak. Podopieczni Mariana Pysza nie mogli pozwolić sobie na porażkę z mniej ogranymi rywalami i jeszcze w pierwszej tercji zdobyli bramkę kontaktową. Dobrze spisującego się Piotra Szałaśnego pokonał Zoltan Kubat.
- W pierwszych minutach torunianie nie grali tego, na co ich stać. My to wykorzystaliśmy, chociaż należy przyznać, że mogło być zarówno 4:0 dla nas, jak i wyraźne prowadzenie TKH, ponieważ w niektórych sytuacjach ratowały nas słupki - przyznał Miroslav Doleżalik, szkoleniowiec Unii.
- Początek tej potyczki w naszym wykonaniu był zły. Duży wpływ na końcowy wynik miały zdarzenia z początku drugiej tercji - stwierdził Marian Pysz, trener TKH. - W trzeciej zmianie bramkę zdobył Łukasz Chrzanowski, a kilka minut później kolejną Rudolf Vercik.
Torunianie wyszli na prowadzenie i częściej przebywali w tercji unitów. Efektem tego były kolejne trafienia. Dwukrotnie Szałaśnego pokonał Michal Mravec, raz Przemysław Bomastek i goście zażegnali wizję porażki. Pół minuty przed zakończeniem spotkania wynik ustalił natomiast Valusiak.
- Nie stać nas jeszcze na wyrównaną walkę z każdym przeciwnikiem - dodał Miroslav Doleżalik. - Wpływ na wyniki ma także fakt, że zbyt często trafiamy na ławkę kar, ale postawy sędziów nie chciałbym już komentować. Po incydencie z pisakiem inaczej się na mnie patrzy (rok temu w meczu ze Stoczniowcem trener Doleżalik rzucił mazakiem w sędziego i został za to ukarany - przyp. red). A prawda jest taka, że mam za mało pisaków...
Źródło : Nowości